poniedziałek, 22 września 2014

Epilog - „Du bist mein Herz”

„Musst für Deine Träume Kämpfen, alles oder nichts”




"- Kontuzja, utrata kogoś, kto nadawał sens życia. Potem wielki powrót i próba naprawienia wszystkiego. Nie za wiele na raz było?
- Było i to o wiele za dużo. Ale udało mi się przebrnąć przez to wszystko, dzięki nieustannej walce. I dzięki temu mam swój świat tuż przy sobie. Kocham ich całym sobą"

W ekranie telewizora pokazali ogromne zbliżenie na Holgera. Ten uśmiechnął się czule i posłał całusa do kamery-wiedział, że wywiadu z nim nie będę mogła nie obejrzeć. I wiedział, że będę to oglądać w kółko i w kółko.
- Widziałeś tatusia, prawda? - zwróciłam się do Małego, łaskocząc go po brzuszku.
Minęły trzy miesiące od kiedy się wprowadziliśmy do Holgera. Mario przez ten czas tak bardzo się zmienił... Było mi go strasznie szkoda. Nadal nie odzywał się do nas, mimo moich najszczerszych chęci na pogodzenie się. Oboje z Holgerem próbowaliśmy, mimo to nadal nie. Ale i tak wiem, że kiedyś się przegnie.
- A kogo my tu mamy? - spytał, oplatając rękoma moją talię. - Mein Mädchen, Du bist mein Herz, denn Du bist in mir drin* - szepnął mi na ucho, delikatnie nami obracając do siebie przodem. Przelotnie zerknął na telewizor. - Znowu oglądasz? Mogę Ci mówić to tyle razy, ile chcesz.
- To powiedz teraz - poprosiłam.
- Dobrze, ale najpierw... - po pomoc zasięgnął do tylnej kieszeni spodni, by wyciągnàć z nich niewielkie granatowe pudełeczko. Przyklęknął na jedno kolano i... Zaczął mówić:
- Dzięki nieustannej walce mam swój cały świat przy sobie. Mam wspaniałą kobietę, przy której co dzień budzę się szczęśliwy, mam też wspaniałego synka, który zdrowo rośnie. Kocham Was całym sobą i nigdy nie przestanę. Zadam Ci to najważniejsze pytanie: czy sprawisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. Zabrakło mi języka. On... Mi się oświadczył! Poczułam w moim sercu takie ciepło, jakiego nigdy nie czułam. To... Najpiękniejsza chwila... Kucnęłam przed nim, czując pierwsze łzy radości, spływające po moich policzkach.
- O-oczywiście, że tak! - wtuliłam się w niego, a ten z radością zaczął składać pocałunki na moich ustach. Lucas gaworzył i śmiał się. Wydawało się, że cieszył się razem z nami.

***

Dziś ponownie postanowiliśmy porozmawiać z Mario. Nie potrafię tego pozostawić niezamkniętego. Wszystko się ułożyło, to i z nim musi się ułożyć.
Pojechaliśmy do niego w trójkę. Ja byłam pewna, tylko Holger coś powątpiewał...
- Mario przechodzi gorszy okres. Może lepiej nie...?
- A może to właśnie przeze mnie? To mój przyjaciel, Twój także, trzeba mu pomóc - rzekłam, wchodząc na podwórko prowadzące do jego domu. Wyglądał, jakby nikt o nie nie dbał... Oh nie.
Nieśmiało nacisnęłam dzwonek do drzwi. Nikt nie odpowiadał.
- Bell...?
- Nie, ja tam muszę wejść. Weź małego - podałam mu dziecko i schyliłam się pod wycieraczkę. O dziwo moje klucze nadal tam były. Przekręciłam nimi w zamku i otworzyłam. W środku panował bałagan, wszędzie walały się ubrania, butelki po wódce i tym podobne rzeczy.
- Nie wchodź tu z nim, wróćcie so samochodu - poprosiłam, a ten na to przystał i zszedł po schodach.
- Mario? - spytałam, ostrożnie przechodząc do salonu.
- Wyjdź, kimkolwiek jesteś - jęknął.
- Mario, to ja, Bella.
- Mówiłem, że będziesz chciała do mnie wrócić! - wybełkotał, zalany w trupa.
- Nie, Mario, nie po to tu przyszłam - wytłumaczyłam, siadając obok niego na kanapie.
- Bella, ja za Tobą tęsknię - przysunął się jak najbliżej mnie i przytulił się do mnie.
- Też za Tobą tęsknię Pączek - lekko ścinęłam go, ignorując zapach alkoholu, który od niego dało się wyczuć.
- Dlaczego nie może być jak dawniej?
- Nawet nie wiesz, jak tego chcę. Tej zgody między nami, a nie nienawiści. Jesteś moim braciszkiem, przyjacielem Holgera i najlepszym wujkiem Lukiego - podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi smutnymi, brązowymi oczkami.
- Przecież on mnie nienawidzi.
- Tamta bójka poszła w zapomnienie! Wszyscy czekamy na to, aż wrócisz do nas.
- Pomożesz mi w tym?
- Co to za głupie pytanie?! - spojrzałam na niego z pobłażaniem, a ten zawstydzony spuścił głowę. - Ale najpierw doprowadź się do kultury, bo troszkę się zapuściłeś - musnęłam dłonią jego policzek, zajęty przez kilkudniowy zarost. Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam go do łazienki, gdzie zaczął się "proces" jego powrotu do normalności...
Po kilku tygodniach wszystko, ale to wszystko wróciło na swoje tory. Nasze kontakty z Götze'm znów się ociepliły, jest częstym bywalcem w naszym domu. Uwielbia swojego małego, przyszywanego bratanka i z chęcią spędza z nim czas. Jednocześnie nie zapominamy o Zuzie i Xherdanie, oraz o Sarze i Mario... Mandzukić. Niedawno wzięli piękny ślub i wesele, organizowany w rodzinnej miejscowości Mandzu.
Co do dalszych naszych planów... Ślub mamy za dwa miesiące, a za osiem Lucas zostanie starszym braciszkiem... Na szczęście przy tym razie obyło się bez dramatyzmu i przekazywania tej nowinki przez kogoś innego...
Pamiętaj o tym zawsze: walcz i zwyciężaj!


_______________________________
*Moja dziewczyno, jesteś moim sercem, jesteś częścią mnie - Fler - "Mein Mädchen"

I oto epilog. Oświadczyny, Pączek pijak, ale wróciło wszystko do normy! I będzie ślub :D I Holgi Junior II :D

Chcę Wam niezmiernie podziękować za ten czas, który to poświęciłyście na czytanie mojego bloga :)) Za to, że ze mną wytrzymałyście i pogodziłyście się z tym, że Bella wybrała jednak Holgiego XDD Ale... Um... Holgi sobie pocierpi już za kilkanaście tygodni :'(
Uh, no nie wiem, co jeszcze powiedzieć, prócz tego, że Was kocham <3 :D

Co do nowego bloga... Raczej znowu pozbędę się kolejnego z tych co już mam prawie napisanych :v Bo na razie wygrywa blog o Holgim i Pierre :p Możecie to jeszcze zmienić, głosując w ankiecie ;) Pomysłów na blogi co nie miara, ja tu w liceum, a pomysły przychodzą... ;/ szkoda, że z ich realizacją jest trudniej. Cóż, postaram się dać radę, pogodzić blogi i naukę :))

Pożegnajmy się z naszymi ciasteczkami :D w tym blogu ofc :p




 

poniedziałek, 15 września 2014

Dziewięć - „Decyzja podjęta przeze mnie” - ostatni

ZAPRASZAM DO GŁOSOWANIA W ANKIECIE!! ----->

„Girl to you know, what he means, when he says he loves you”


*Bella*

Minęły trzy miesiące. Przez ten czas Holger udowadniał jak mu na nas zależy. Nie zważając na obecność Goetze'go, codziennie do nas przychodził, brał małego na spacery, wspaniale się nim zajmował... Idealny ojciec wręcz. O mnie także nie zapominał. Znów skradał moje serce. Powoli, ale ważne, że jakoś. Na nic nie nalegał, niczego nie wymuszał, ale wiedziałam, że chce naszego powrotu.
Po jego każdej wizycie Mario potępiał moje zachowanie, to że na tyle mu pozwalam. Uważał, że popełniam błąd, mówił, że się nie zmieni, mydli mi tylko oczy, by ponownie to zrobić...
Sara z Zuzą były wręcz odmiennego zdania. Cieszyły się z takiego obrotu spraw. W dodatku przekonywały mnie do pewnej, ważnej decyzji, którą chyba urzeczywistniam...
Mario nie było, znów wyjechał do Dortmundu. Swoją drogą, coraz częściej tam bywał. Ale mniejsza z tym. Postanowiłam zrealizować to, o czym myślałam... Spakowałam rzeczy Małego i swoje. Będąc już na parterze domu pomocnika z przeniesionymi naszymi rzeczami w salonie znalazłam notatnik, na którym zaczęłam pisać:

"Drogi Mario!
Chcę Ci podziękować za ten czas, kiedy to mi, nam pomagałeś. Może nie powiedziałam tego na głos, ale strasznie jestem Ci wdzięczna.
Jednocześnie chcę Cię przeprosić, za to co teraz zrobię. Za to, że Cię opuszczam. Spodziewam się, że będziesz wściekły, ale nie mogę postąpić inaczej. Nie kieruję się wyłącznie egoistycznymi pobudkami, chociaż i one znajdą miejsce. Ale głównie kieruję się tym, że chcę aby Lucas wychowywał się w pełnej rodzinie, a on jest jego ojcem. Pewnie jednak będziesz myślał o tym, że jestem egoistką, ale co ja zrobię, jak nic nie zrobię?
Pewnie teraz, gdy to czytasz, to masz ochotę pojechać do niego i wyrządzić nam awanturę, prawda? Bardzo Cię proszę, nie rób tego. Jest to tylko i wyłącznie decyzja podjęta PRZEZE MNIE.
Przepraszam i dziękuję Ci za wszystko.
Isabella"

Ze łzami w oczach wyrwałam kartkę i położyłam ją na stole tak, że nawet ślepy by ją zauważył.
Gdy się uspokoiłam, wyniosłam nasze torby do samochodu, a na końcu wróciłam po synka. Zamknęłam drzwi na klucz, który schowałam pod wycieraczkę i po raz ostatni pozwoliłam jednej łzie spłynąć. Ruszyłam do pojazdu, przypięłam fotelik pasami i zajęłam miejsce za kierownicą.
Oby był w domu. - pomyślałam, opuszczając podwórze. Nic mu nie mówiłam, bo po co? Wolałam to zrobić w roli "niespodzianki", nagrody za to, co robił...
Po kilkunastu minutach drogi zatrzymałam auto. Byliśmy pod jego domem, który z wyglądu nic się nie zmienił. Mimo to dalej uparcie tkwiłam w środku, bałam się wysiąść.
- Hm, co my teraz zrobimy? - spytałam sama siebie. Iść, tak po prostu? Zadzwonić? Powiadomić?
Westchnęłam ciężko, odpinając pas. Wyciągnęłam z fotelika małego i opuściłam pojazd. Jak na miękkich nogach kierowałam się do drzwi wejściowych. Starając się opanować, nacisnęłam dzwonek...
- Wejdźcie! - usłyszałam w odpowiedzi. Wejdźcie? Czy wiedział o tym, że to my mamy przyjść?
Nacisnęłam klamkę i pchnęłam ją przed siebie.
- Mamo, mówił... - urwał, zjawiając się w korytarzu. Gdy zobaczył, że to nie Helga, tylko ja, w dodatku z małym, to aż przystanął. Łyżka, którą trzymał, upadła na ziemię, a oczy niemal wyszły mu z orbit ze zdziwienia.- Bella... - podszedł do nas i chwycił moją twarz w swoje ciepłe dłonie, dzięki którym się roztapiałam. - Wy? Tu?
- Początek niespodzianki - szepnęłam, uśmiechając się lekko.
- Niespodzianka? Jaka? - zdziwił się.
Uchwyciłam jedną z jego dłoni i splotłam nasze palce razem. Spojrzał na nie, potem na mnie i znów na nasze ręce. Jego druga ręka powędrowała do mojej talii i przycisnęła mnie do niego.
- Jesteś tego pewna? - zapytał, trafnie zgadując powód mojej wizyty.
- Tak. - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który po chwili jednak zgasł, bo wyszeptał:
- A Mario?
- Nie wiem, nie chcę o tym mówić - odparłam. - Pytanie dla Ciebie teraz. Czy jesteś tego pewien?
- Nawet nie wiesz, z jakim wytęsknieniem czekałem na ten dzień, kiedy będziesz tego chciała. Szczerze... To już się na to przygotowałem... - spuścił głowę.
- Jak?
- Daj małego i chodź ze mną - podałam mu dziecko, które trzymał jedną ręką, bo druga nadal nie puszczała mojej. Przeszliśmy korytarzem i przystanęliśmy przed jednymi z drzwi. - Otwórz.
Nacisnęłam klamkę i drzwi się otworzyły. Naszym oczom ukazał się pokój wystrojony w bawarskich barwach, z wielkim logiem Bayernu wymalowanym na ścianie, przy której... Stało łóżeczko dla dziecka.
- To jest pokój dla Lucasa- szepnął mi na ucho. - Zanim jeszcze się urodził, zajęliśmy się z Sarą i Zuzą jego wystrojem. I oto są jego skutki.
- Jest... Jest cudowny. Taki jaki chciałam by miał...
Podszedł do łóżeczka i położył w nim małego, i wrócił do mnie.
- Wiedziałem o tym - znów znalazłam się w jego objęciach. Przejechałam dłonią po jego policzku. - Tak bardzo mi Ciebie brakowało - pochylił się nade mną i nieśmiało musnął moje wargi. Delikatnie, powoli odwzajemniałam czułość, jaką mnie obdarzył. Mogliśmy tego nie kończyć, ale 'przerwał' nam dzwonek do drzwi. Niewiele odsunął się ode mnie, by móc powiedzieć - Kocham Cię.
- Ja... Ja Ciebie też - szepnęłam, czując jak łza radości spływa po moim policzku.
- Obiecałaś nie płakać - starł kropelkę palcem.
- Twoja mama się do drzwi dobija, chodźmy otworzyć - pociągnęłam go za sobą.
- A co z Waszymi rzeczami?
- Są w samochodzie, spokojnie.
Dzwonek nie dawał spokoju. Przecież gdyby to była jego matka, to by tak nie dzwoniła? Ale cholera to wie... Otworzył drzwi, a po ich drugiej stronie stała osoba, która nie powinna...
- Mówiłam Ci, a raczej pisałam, żebyś nie robił tego!
- Myślałaś, że Cię posłucham? Chcę Waszego dobra, a on Wam tego nie zagwarantuje! - krzyknął.
- Zamknij twarz, Lucas śpi - wtrącił Holger spokojnym tonem.
- Nie zamknę się, bo mi ją zabierasz!
- Oszalałeś?! - byłam drugą, która wybuchła. Mario już niemal się rzucał na Badstubera i gdyby nie to, że jesteśmy w środku, to chyba by wybuchła bójka.
- Bell, spokojnie - złapał mnie w pasie, licząc, że się uspokoję. - Mario, pomóc Ci wyjść, czy sam sobie poradzisz?
- Jeszcze będziesz potrzebować mojej pomocy, zobaczysz! - syknął, zatrzaskując drzwi za sobą.
- Spokojnie, nie będziesz go potrzebować - szepnął, przytulając mnie do siebie. Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową, nie chcąc by zauważył tego, że zbiera mi się na płacz. - Skarbie, nie płacz. Obiecałaś mi to.
Westchnęłam ciężko, przecierając oczy. Już dwa razy dziś 'złamałam' tą obietnicę. Delikatnie mną kołysał, aż wreszcie się uspokoiłam.
- No i dobrze - cmoknął mnie we włosy. - Daj kluczyki, przyniosę Wasze rzeczy.
- Nie zostawiaj mnie samej - szepnęłam, zaciskając palce na jego koszuli.
- Nie zostawię, NIGDY.
Uchwycił mnie pod kolanami i uniósł. Zaśmiałam się na cały głos.
- Uwielbiam, gdy się śmiejesz, możesz robić tak cały czas - trącił mój nos swoim.
- Teraz raczej będzie lepiej.
- Nie "raczej", tylko na pewno.



______________________
I takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca tego bloga... Szczerze, to nie mogłam się doczekać jego końca XD miałam go tak dawno napisanego, że o matko XDD tylko epilog jest najświeższy :))
Podziękowania złożę w epilogu XDD

EPILOG W PIĄTEK!!

Uh, jak dobrze, że ja to piszę na przód... Z moim aktualnym humorem to wątpię, czy coś takiego by powstało... Moje serce pęka, bo Holger znowu nie gra i znowu czeka go operacja :'( #gutebesserungSchatz<3 :'(

"Some things never change..."

poniedziałek, 8 września 2014

Osiem - „Niczym z obrazka”

„Sprawdź to człowieku, bo to dobra zaleta
Zmienić się z gówniarza w dojrzałego faceta”



*Bella*

Po trzech dniach mogliśmy wrócić do domu. W tym czasie odwiedził nas cały zespół, a nawet i delegacja z reprezentacji! Była także siostra Holgera... Rozmawiałyśmy i to dość długo. Przedstawiła mi to wszystko ze swojej perspektywy. Nie powiem, że mi to nie pomogło. Mario pojawił się tylko raz i to w dniu, kiedy mnie wypisywano. Coś z nim ostatnio działo się nie tak...

***

Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, więc odłożyłam Lucasa do jego łóżeczka i popędziłam na dół, otworzyć drzwi niezapowiedzianemu gościowi. Przekręciłam klucz w zamku, nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją do siebie.
Przede mną stał wielki Kubuś Puchatek. Chociaż "stał" to złe określenie. Trochę wisiał w powietrzu. Zauważyłam to po tym, że na dole odstawały czyjeś nogi, nogi osoby, która go trzymała.
Maskotka trochę się obniżyła, i pokazała twarz "właściciela"... Przygryzłam wargi.
- M-mogę wejść? - spytał nieśmiało.
Ręką wskazałam, ażeby wszedł. Od rozmowy z Ute moje myślenie obróciło się o 360°... Bałam się wypowiedzieć choćby jedno słowo- pod wpływem emocji najchętniej bym się rozpłakała.
- To dla Ciebie - wyciągnął maskotkę w moja stronę. Skinęłam głową, chwytając prezent. Coraz trudniej było mi się wstrzymać z ukrywaniem swoich uczuć. - Gdzie jest nasz synek?
- Na górze - wyszeptałam z trudem hamując łzy. 
Skierowaliśmy się na piętro, do mojego pokoju. Gdy już tam byliśmy, odłożyłam pluszaka na łóżko. Holger tymczasem podszedł do łóżeczka małego i... Klęknął przed nim. Czując wypływające pierwsze łzy, powoli zbliżyłam się do niego i tuż obok niego kucnęłam. Byłam tak blisko, że mogłam go dotknąć, zrobić cokolwiek...
- Przepraszam - szepnął, spoglądając na mnie. - Nigdy świadomie bym Ci krzywdy nie wyrządził. Nie wiem, jak dałem się jej omotać.. - łzy w coraz większej ilości opuszczały moje oczy. - Ale rozumiem, że nie chcesz mi tego wybaczyć. Sam sobie nie potrafię. Proszę nie płacz - zaczął ścierać słone kropelki kciukami. - Chcę uczestniczyć w życiu Lucasa, także i w Twoim, bo jesteście wszystkim co mam. Moim całym światem.
Nie doszukałam się ani nuty zawahania w jego słowach, tylko wyłapałam smutek, żal i ból...
- Czemu to zrobiłeś...?
- Nie wiem, jak mogłem wystawić naszą miłość na coś takiego, jak mogłem pozwolić, by Cię stracić... - zauważyłam, że i w jego oczach tworzą się łzy. - Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz...
- Chciałabym mieć pewność, co do tego co mówisz... - wyznałam z bólem. Tak bardzo bym chciała, aby to co mówił, było samą prawdą...
- Co mam zrobić, abyś ponownie mi zaufała?
- Obietnice są nic nie warte, ale cóż... Przyrzeknij mi, że nigdy nie zrobisz mi tego więcej. I nigdy nas nie zostawisz.
- Już nigdy Cię nie skrzywdzę - musnął wargami moje czoło. - I zawsze będę z Wami.
Uśmiechnęłam się lekko przez łzy, zarzucając ręce na jego szyję. Co miałam innego zrobić? Kocham go, mimo tego wszystkiego moje uczucia do niego nie osłabły. W dodatku myśl o tym, że Lucas miałby wychowywać się w rozsypanej rodzinie... O nie.
Przycisnął mnie do siebie. Znów byłam w jego ramionach... Oh, jedno z najpiękniejszych doznań. Wtuliłam się w jego pierś, a on przytulił się policzkiem do moich włosów.



*Holger*

Znów mogłem poczuć ją w swoich ramionach. Niesamowite uczucie. Wreszcie ponownie mogłem go doznać. Tak bardzo tego chciałem.
Panującą wkoło ciszę przerwał cichy płacz Lucasa.
- Ja wstanę - szepnąłem, delikatnie wyplątując ją z uścisku. Podniosłem się z klęczek, pochyliłem się nad małym i delikatnie go uniosłem, przytulając do siebie. Był taki słodziutki, i tak bardzo ją przypominał... Chociaż i po mnie trochę odziedziczył. Delikatnie musnąłem palcem jego policzek. Zacisnął bardziej oczka, a jego płacz stał się głośniejszy.
- Chyba mój królewicz jest głodny - Bella podeszła do mnie, wyciągając ręce przed siebie. Podałem jej niemowlaka, a ona usiadła z nim na łóżku. Szczerze to chyba nigdy w życiu nie widziałem kobiety karmiącej piersią, a reklamy się do tego nie zaliczają.
Szepcząc do małego słodkie słówka, podsunęła mu pod usteczka swój sutek, który po chwili już zasysał.
- Jeśli chcesz się poprzyglądać, to usiądź tutaj. Zaraz będzie Cię szukał, więc wiesz...
Spełniłem jej prośbę, zajmując miejsce tuż obok niej. Była tak blisko, że aż czułem bicie jej serca. Tak bardzo chciałbym znów zasypywać ją czułościami, jednak wiem, że na to za wcześnie. O wiele za wcześnie.
Mały spokojnie się najadywał, a ja wpatrywałem się to w niego, to w jego matkę, dopóki nie usłyszeliśmy trzasku otwieranych drzwi.
- Mario - szepnęła, nie odrywając wzroku od naszego maleństwa. Ostatnimi czasy relacje między mną a Götze'm uległy strasznemu oziębieniu. Ale cóż, takie są skutki, kiedy walczy się o miłość do jednej osoby. - Spokojnie, nie zwracaj na niego uwagi - dotknęła nieśmiało mojej ręki. - Jesteś moim, naszym gościem.
Mały znów zasnął, Isa miała się podnosić, aby odnieść go do łóżeczka, ale "wyrwałem" się, kierując ręce w jej stronę. Przysunęła się bliżej, tak blisko, że mogłem i ją trzymać w uścisku...
- Ślicznie razem wyglądacie, niczym z obrazka - usłyszeliśmy jego głos. Opierał się o framugę drzwi, jakby czekając na mój ruch.
- Na pewno lepiej niźli z Tobą - odgryzłem cicho, a Bella westchnęła.
- Mario, daj spokój - mruknęła. - Przyszedł do nas, nie do Ciebie.
- Tylko potem nie płacz - zniknął nam z oczu.
Wolną ręką uchwyciłem ją w talii i podprowadziłem na materac, na którym usiedliśmy. W jej oczach wezbrały się łzy...
- Nie płacz - szepnąłem. - Miałaś już tego nie robić.
- Jak mam tego nie robić, skoro wszystko się zmieniło i to na gorsze? Ty cierpisz, on cierpi, ja cierpię... Oby mały chociaż nie musiał tak żyć.
- Nie chcę byś cierpiała, nigdy nie chciałem. I nigdy na to nie pozwolę - zapewniłem ją.
- Holger, nie obiecuj mi tego, jutro jest niepewne.
- Ale ja jestem tego pewien. Ten czas, kiedy Cię nie było, pozwolił mi tyle przemyśleć, tak wiele zrozumiałem...
- Niby co zrozumiałeś? - szepnęła, ścierając pierwszą łzę.
- Że aby wygrywać, to trzeba walczyć. I ja tak staram się robić. Walczę o swoje szczęście, którym jesteście Wy... - starłem kciukiem kolejną słoną kropelkę, spływającą po jej policzku. - I zrobię wszystko, aby tę walkę wygrać.
- Tak bardzo chciałabym Tobie pomóc w wygraniu, ale się najnormalniej w świecie boję.
Ona... Jednak chce? Czyli są jakieś nadzieje...
- Nie masz czego. Już nigdy tego nie zrobię. Nie mógłbym tego już zrobić. Nigdy.
- Na pewno?
- Obiecuję. Na wszystko.





_____________________
Ja wcale nie płakałam, jak to czytałam, sprawdzając błędy (pewnie i tak się znajdą, human #levelpoczątkujący)

Więc tak, to jest przedostatni rozdział, mówiłam, że będzie ich dziewięć, i jest dziewięć :p Czeka na publikację ;)

Wiem, że to nie o Pierre'm, ale... MOJE MALEŃSTWO STRZELIŁO WCZORAJ BRAMKĘ NA 1:1 W MECZU EL. EURO2016! #stolz :')
That ass
Się znowu zakochałam *_________________________*

poniedziałek, 1 września 2014

Siedem - „Ciche łkania”

„Seit dem du in meinem Leben bist, bin ich so glücklich”

*Holger* 

Isa dała mi zdjęcie z badania USG. Pierwsze zdjęcie Małego, które mogłem podziwiać.
Gdy odwoziłem ją do domu, poprosiła bym wysadził ją jakieś sto metrów od domu. Mario wrócił i nie chciała kolejnej niemiłej sytuacji. Spełniłem jej słowa.
Wracając wpadłem na genialny pomysł. Postanowiłem, że urządzę u siebie pokój dla dziecka. Jeśli kiedykolwiek zgodzi się byśmy znów razem mieszkali, to wolę już być przygotowany, niźli na szybko coś konstruować. Będąc w jednym ze sklepów z materiałami budowlanymi zadecydowałem, że zrobię go w bawarskim stylu, z logiem Bayernu na jednej ze ścian. Zakupiłem potrzebne mi na tą chwilę rzeczy i wróciłem do siebie. Tam czekała na mnie niespodzianka w osobie panny Fischer.
- A Mario gdzie zgubiłaś? - zaśmiałem się.
- Z Matthiasem pojechał do Isy. Chodź i opowiadaj, jak było.
- Poczekaj, tylko wyjmę zakupy.
- Zakupy? - powtórzyła zdziwiona.
- Pobawię się w dekoratora wnętrz - spojrzała na mnie, jak na człowieka urwanego z choinki. - Urządzam pokój dla Małego.
- Trzeba było tak od razu! Na co czekasz? Pomogę Ci!

***

Nie spodziewałem się, że Sara to taka zdolna 'bestia'. Wraz z Zuzą, którą zaalarmowała, tworzyły niemal idealny duet w stylizacji wnętrz. Praktycznie same rozplanowały to, jak ma wyglądać cały pokój, jakie meble mają być i gdzie je postawić...
- No, proszę pana, jedziemy do meblowego!
- Tak jest szefowo! - zasalutowałem, zgarniając kluczyki.
Do salonu meblowego pojechaliśmy moim samochodem, po co się trudzić trzema?
- Pozostaw wszystko nam - mruknęła Fischerówna, gdy krążyliśmy po hali wypełnionej meblami.
- Ty tylko płacisz, my wybieramy.
Westchnąłem, godząc się na ich 'warunki'. One bardziej się znały i wiedziały co jest odpowiednie.



*Bella*
- Jak po badaniach? - spytał Götze, gdy tylko weszłam do domu.
- A dobrze. Teraz tylko czekamy na poród - uśmiechnęłam się.
- Ah, pora przygotowywać wszystko - westchnął. - Umówiłem się, że popołudnie spędzę z Marco, muszę lecieć, by się wyrobić. Papa - cmoknął mnie w czoło i wyleciał z domu, niemal jak oparzony.
Po chwili usłyszałam dzwonienie do drzwi. Nie mógł być to Mario, więc poszłam otworzyć.
- Oooo, cóż za miła wizyta! - zawołałam na widok Mandzukicia i Matthiasa. - A Sara gdzie?
- Musiała coś załatwić...
- Wejdź, stać nie będziesz z małym. Hej szkrabie - połaskotałam go w brzuszek, a ten głośno się zaśmiał.
- Jak po badaniach? - spytał Mario, sadzając małego na podłodze. Teb podniósł się na nóżki i podszedł do mnie, wtulając się w mój brzuch.
- A dobrze, bardzo dobrze. Bym Ci pokazała zdjęcie Małego, ale ma je Holger...
- A nic nie szkodzi. Zobaczymy kiedy indziej, albo już jak się urodzi.
Mandzu Junior podszedł do komody i sięgnął rączkami do prezentów od Badstubera.
- Mały dostał to dziś od tatusia - uśmiechnęłam się.
- Swoich nie chciałeś nosić, ale czyjeś to jak najbardziej - zaśmiał się na widok swojego synka, próbującego założyć śpioszki. Dołączyłam się do niego ze śmianiem. Było to komiczne, ale w jego wykonaniu było urocze.
- A Mario gdzie wywiało?
- Do Marco pojechał...
- Ah, rozumiem - mruknął.
- Czegoś się napijesz może co?
- Skoro nalegasz, to kawę poproszę, a dla małego soczku.
- Okej, już się robi.

***

W spokoju mijały kolejne dni. Były takie chwile, kiedy to myślałam, że Mały pcha się już na ten świat. Jednak on tylko się ze mną droczył, a na swoje 'nadejście' wybrał nie najlepszy moment... Byłam z dziewczynami na zakupach, gdy poczułam mocniejszy skurcz. A po nim seria słabszych.
- Isa, co jest?
- Chyba się zaczyna - wysapałam, czując, że coś spływa mi po nogach - Cholera, wody mi odchodzą.
Fischerówna poprowadziła mnie na kanapy, a Zuza wybrała numer na pogotowie.
- Spokojnie, oddychaj.
- A co robię? - odgryzłam.
- Już jadą. Po chłopaków dzwonić?
- Po... Holgera. Szybko - jęknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
- Już, już - panna Herberger ponownie przyłożyła telefon do słuchawki. Mijały kolejne minuty, wypełnione skurczami, a pogotowia nie ma...
- Jezu, ile jeszcze - znów poczułam ten sam ból, tyle że kilka razy mocniejszy.
- Już idą, spokojnie - pogładziła mnie po głowie. Oh, nareszcie przyszli. Wydałam z siebie stłumiony krzyk. Nigdy więcej ciąży, jeśli ma to się tak zawsze kończyć. Cały sklep zainteresował się tym, co się tu dzieje. Co robią tu sanitariusze, co dzieje się ze mną..
- Spokojnie, proszę głęboko oddychać i przeć - rzekł lekarz spokojnie.
- Ja tu mam rodzić?! - krzyknęłam.
- Proszę się nie denerwować, tylko myśleć o sobie i dziecku.
- Jestem! - zawołał Holger, zatrzymując się obok Szwajcarki.
- Chodź tu, a nie - syknęłam. Zajął miejsce obok mnie i złapał moją rękę. Dzięki jego obecności zrobiło mi się odrobinę lepiej.. Cieszyłam się, że jest tu ze mną w takiej chwili...
- Już widać główkę! Proszę przeć dalej!
Zacisnęłam zęby i z całej siły starałam się spełnić słowa mężczyzny. Holger wolną ręką cały czas gładził mnie po twarzy i mówił do mnie nieprzerwanie.
- Jeszcze trochę, proszę się skupić.
- Zaraz zobaczymy Małego, słyszysz? - powiedział podekscytowany. - Postaraj się - ścisnął mocniej moją dłoń. Głośno krzyknęłam, pod wpływem nacisku, emocji i otaczającego nas tłumu. Po chwili naszych uszu dobiegły ciche łkania. A wydawał je z siebie... Mój synek. Nasz synek. Lekarz położył mi go na piersi. Od razu się uspokoił. Miał śliczniutkie blond włoski, pozlepiane na razie krwią. Oczek nie zobaczyłam, bo miał je zamknięte.
- Tatuś chce przeciąć pępowinę? - podał mu nożyczki, a ten ostrożnie ją przeciął. Jakaś kobieta podała nam kilka ręczników, w które opatulili mojego maluszka.
Holger pod wpływem emocji przytulił mnie z całej siły, a jego usta musnęły moje czoło.
- Jak chcesz dać mu na imię? - szepnął.
- Lucas - odparłam bez zastanowienia, przypominając sobie tamtego rozkosznego chłopczyka, który myślał, że jestem jego mamą.
- Śliczne - uśmiechnął się lekko, przypatrując się maleńkiej istotce, która w połowie była nim.
- Dziękuję.
- Za co? - spytał.
- Za to, że tu przyjechałeś i jesteś.



*Holger*
To ten dzień, mój synek przyszedł na świat. Jest.. Aż brakuje mi słów na określenie tego dnia. Jestem cholernie dumny z tego, że zostałem ojcem. Teraz liczę, że uda mi się ponownie z Bellą...
- Teraz możemy przewieźć panią na oddział poporodowy.
- Lepiej późno, niż wcale - mruknęła.
Wziąłem ich na ręce i wyszliśmy ze sklepu. Ludzie klaskali, wiwatowali, a nawet i... Gwizdali. Sprawialiśmy wrażenie idealnej rodziny... Szkoda, że tak nie może być na prawdę... Ale z całego serca tak chcę.
- Pan nie pojedzie z nami - rzucił chłodno, zasuwając mi drzwi przed nosem. Zakląłem cicho. Szczyt bezczelności normalnie.
- Holgi, chodź - głos Sary ściągnął mnie na ziemię.
- Idę, idę.

***

Po kilkunastu minutach jazdy autem Fischerówny zajechaliśmy pod szpital, w którym się znajdują.
- Drugie piętro, sala numer 14 - powiedziała pielęgniarka, gdy tylko spytaliśmy o to, gdzie leży.
- Dziękujemy.
Ruszyliśmy schodami do wyznaczonej sali. Cicho otworzyliśmy drzwi. Isa leżała na łóżku i wpatrywała się w zawiniątko, które trzymała na rękach.
- Na co czekasz? Leć - popędziły mnie, bym wszedł dalej.
- Idziecie ze mną, nie ma mowy. Potem porozmawiamy, albo jak wróci do domu. Na pewno nie teraz.



_____________________
I wreszcie Bella urodziła Holgiego Juniorka ❤️
Nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa, i to nie tylko dlatego, że urodziła XD mam najlepszą klasę ever, hah :D ❤️

Pozostawiam Wam komentarz ❤️


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sześć - „Tatuś?”

„Walcz, bracie walcz, a będziesz zwycięzcą!”

*Bella*

Minął tydzień. Mario przeprosił mnie za tamten pocałunek, ale nie wycofał się ze swoich słów. Nadal chciał, abym przekonała się do tego, co chce. Za każdym razem nie odpowiadałam.
Co wieczór rozmyślałam o tym, co by było, gdybyśmy z Holgerem wrócili do siebie. Także wspominałam sobie początki, jak to wszystko się zaczęło... Nie ominęło się bez łez. Wylewałam ich strumienie, mimo to nie potrafiłam nie myśleć o tym...

***

- Isa, spytaj się go - zaczęła Sara, gdy tylko do mnie podeszła z Matthiasem. Wpadłam do niej z wizytą.
- Jak? - zdobiła facepalma. - Dobra... Dzięki za pomoc - rzuciłam z sarkazmem.
- Ta pomoc zaraz nadejdzie. - i jak na zawołanie usłyszałyśmy, że ktoś wchodzi do domu. Spojrzałam na nią z przerażeniem. Pomoc, tak...?
- Hej wszystkim! - zawołał Mandzukić.
- Tata! - pisnął mały, próbując wyrwać się Holenderce z rąk.
- Cześć dziewczyny - usłyszałam głos Holgera.
- Hej. - uśmiechnęłam się lekko, czując, że moje serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej, dalej tak na niego reagowało.
Mandzu popędził do kanapy na której siedziałyśmy i wziął synka z kolan narzeczonej, uprzednio składając na jej ustach pocałunek. Holger usadowił się w fotelu, obok sofy i co najlepsze... Dość blisko mnie.
- Isaaa - nie musiała nic mówić, wiedziałam o co jej chodzi. Westchnęłam, czekając aż coś jeszcze dorzuci.
- Holger... - zaczęłam. Sara, gdyby mogła to zaczęłaby skakać z radości. - Czy... Chciałbyś potowarzyszyć mi w... W trakcie wizyty u lekarza? - na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech.
- Jasne. Jeszcze się pytasz?
- Wiesz... Chciałam się upewnić - spojrzałam na niego. Był podekscytowany, i nawet się z tym nie ukrywał. Zauważyłam, że prawie poderwał się z miejsca. Ciekawe, gdzie chciał popędzić?


*Holger*

Propozycja Isabelli bardzo mnie zaskoczyła. Najchętniej bym wyściskał ją z radości, ale ostatkiem rozumu wstrzymałem się. Nie mogłem się nie zgodzić. Wizja zobaczenia mojego synka chociażby przez ultrasonograf przyprawiała mnie o uczucia, których nie dało się opisać słowami. Nie ważne, że przegapię trening, są ważniejsze sprawy. Trener zrozumie, a jak nie, to trudno.
Popołudnie spędziliśmy niemal jak za dawnych czasów. "Niemal", bo niestety to co było między mną a Bellą zostało wystawione na próbę... Mimo to widać było, że ta bariera się pomału się przełamuje. Sama, z własnej woli (chyba, bo po Sarze to wszystkiego można się spodziewać) zaproponowała mi to, bym az nią pojechał...
- Holger! - Fischerówna pomachała mi ręką przed twarzą. Co? Gdzie ja jestem? - Zasnąłeś, czy co?
- Chyba się zamyśliłem - rozejrzałem się po pomieszczeniu. Isy nie było... - Gdzie Bell?
- Pojechała do domu. Na serio nie zauważyłeś? - mruknął Mandzu. Kiwnąłem ze smutkiem głową. - Aa, kazała Ci przekazać, żebyś tak około dziesiątej był, bo przegapisz wyjazd na wizytę.
- Spokojnie, wszystko się ułoży - Holenderka spojrzała na mnie i moją zbolałą minę. - Sama zaproponowała Ci, byście pojechali razem do lekarza.
- Sama... - Mario zachichotał.
- Sama, a co? Dobra, z Tobą nie rozmawiam - pokazała mu język i odwróciła się do mnie. - Mały za jakieś dwa tygodnie się urodzi, on Wam pomoże. A poza tym Isa nie chce, by wychowywał się w rozbitej rodzinie. Sama powiedziała, że z Götze'm jej nie stworzy.
Na dźwięk ostatniego zdania oczy nieomal wyszły mi z orbit. "Sama powiedziała, że z Götze'm jej nie stworzy."
- Wow - wykrztusiłem po chwili.
- Wystarczy, że tylko zawalczysz o nich.
- Nic nie przychodzi łatwo. Walcz!

***

Od rana chodziłem jak nakręcony.
Wieczorem zadzwoniłem do Pepa, powiedzieć mu, że nie będzie mnie na porannym treningu. Oczywiście musiał spytać o powód. Wytłumaczyłem, że są to sprawy prywatne. Nic więcej nie pytał.
Wracając od Mandzukicia, wstąpiłem na chwilę do jednego z fan-shopów Bayernu. Będąc w dziale dziecięcym znalazłem to co szukałem. Trzymając w ręku koszyk, w którym znajdowały się śpioszki z logiem Bayernu, oraz niewielkie skarpetki-korki pędziłem do kasy, by móc jak najszybciej opuścić sklep. Kasjerka dziwnie się na mnie spojrzała. Pewnie była w szoku, że ja kupuję TAKIE rzeczy. Cóż, znajdą się jeszcze tacy, którzy o tym nie wiedzą. I na razie się nie dowiedzą. Przyjdzie na to czas.
Wracając do rzeczywistości. Tuż po wybiciu godziny dziesiątej wyszedłem z domu, zabierając ze sobą prezent dla małego i wybrałem się do domu Götze'go. Mario nie było, bo trening trwał w najlepsze. Po kilkunastu minutach, gdy już tam zajechałem, opuściłem pojazd i skierowałem się w stronę posiadłości. Zadzwoniłem do drzwi, by po chwili stanęła w nich blondwłosa piękność, która pod sercem nosiła mojego synka.
- Hej - uśmiechnąłem się do niej. - Gotowa?
Pogładziła się po brzuchu, zatwierdzając. Poprowadziłem ją do samochodu i otworzyłem przed nią drzwi od pasażera. Miała wsiadać, ale zauważyła paczuszkę leżącą na fotelu-wczoraj zakupione przeze mnie rzeczy dla małego.
- A co to? - uchwyciła ją w ręce.
- Otwórz, a zobaczysz - usiadła i rozerwała papier. Gdy zobaczyła co tam jest na jej twarzy zakwitł wielgachny uśmiech, a oczy szeroko się rozwarły. Kucnąłem przed nią. - Prezent dla małego. Chociaż w tym mogę się wykazać...
- Jejku, to jest... Cudowne.
- Małemu też się pewnie spodobają - nieśmiało musnąłem ręką jej brzuch, po chwili czując kopnięcie.
- Na pewno - przyłożyła swoją dłoń do mojej i lekko ją ścisnęła. - Czujesz, jak kopie? Cieszy się.
- Czuję - wyszczerzyłem się jak głupi.
Moja radość nie znała granic, była nie do opisania... Ta chwila mogła się nigdy nie kończyć, ale cóż rzeczywistość wzięła górę i telefon dziewczyny przerwał tą słodką chwilę.
- Tak Mario? - odebrała połączenie i wsłuchała się w odpowiedź. - Zaraz będę jechać... Nie, nie musisz się urywać, poradzę sobie... Jak dojadę, się odezwę. Papa - odłożyła aparat na schowek i zwróciła się do mnie nerwowym tonem - Lepiej już jedźmy.

***

Dzięki drobnym wskazówkom dziewczyny po półtorej godziny zajechaliśmy pod prywatną klinikę ginekologiczną w Dortmundzie. Wysiedliśmy z pojazdu i weszliśmy przez oszklone drzwi.
- Nigdzie nie siadasz. Idziesz ze mną. - Isa uchwyciła mnie za skrawek koszulki i zatrzymała przed stawieniem kolejnego kroku.
- Miałem poczekać, aż się zarejestrujesz...
- Głuptasie, oni tam na mnie czekają. Chodź.
Czułem dziwne przerażenie idąc z nią do gabinetu. Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Bell zapukała do drzwi, by po chwili wejść do środka. Wślizgnąłem aię za nią.
- Witam, witam! - lekarka serdecznie się uśmiechnęła na nasz widok. - Tatuś? 
- Tak - odparłem dumnie.
Bella położyła się na łóżku, podciągając bluzkę, odsłaniając brzuch. Kobieta podeszła do aparatury, uruchomiła ją i odwróciła się do mnie.
- Zapraszam, proszę usiąść - wskazała na krzesełko obok kozetki. Zająłem miejsce w wyznaczonym miejscu i patrzyłem na poczynania lekarki. Po kilku minutach rutynowego badania, wróciła do swojego biurka i zapisała coś w książeczce.
- Proszę. Książeczka i zdjęcie. Teraz zobaczymy się dopiero na porodówce - zażartowała, gdy zbieraliśmy się do wyjścia.
- Do zobaczenia - Isa uśmiechnęła się do niej na pożegnanie. Zamknąłem za nami drzwi. - Jeszcze jakieś dwa tygodnie i już Cię zobaczymy - pogładziła swój brzuszek. - Mamusia się doczekać nie może, wiesz? A tatuś jak...? - zwróciła się do mnie. Spojrzałem na nią, ręką dotykając brzucha.
- Tata też nie może się doczekać.



__________________________
Przepraszam, ale nie mogłam tak długo być okropna dla Holgera :( havsdbkb ❤ On jako tata >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> wszystko
sorcia XD


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Pięć - „Nie potrafiłam tego odwzajemnić”

„Hörst Du wie mein Herz Dich ruft..”

*Holger*

 Przyjacielska wojna?

Jak donosi nasz stały informator, kontakty piłkarzy z Säbener Straße nie są takie idealne, jak nam wszystkim się wydawało. Otóż w trakcie wczorajszego treningu doszło do spięcia na linii Götze-Badstuber. Jak nam się wydaje "główną" postacią kłótni była była partnerka stopera Bayernu, która aktualne zamieszkuje wraz z Götze'm. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - nie mogło jej zabraknąć. Na "placu boju" pojawiła się w towarzystwie swoich przyjaciół i to z ogromną niespodzianką w postaci ciążowego brzuszka! Czyżby dziecko było pana Götze, czy może jednak pana Badstubera, o którym ostatnio tak nagle ucichło, tuż po mini aferze z nim w roli głównej...? 
Wracając do sedna: po sesji treningowej obrońca odwiózł swoją byłą pod dom pomocnika. Czyżby szykowała się nam przyjacielska wojna, czy swego rodzaju trójkąt? Więcej już wkrótce... J.V


Prychnąłem odkładając gazetę na jej miejsce. Że też nagle się zainteresowali tym, co się dzieje w moim życiu prywatnym. Zawsze wpadali nie w porę, ale cóż, takie są media.
Zapłaciłem za zakupy i zwiałem ze sklepu przed ciekawskimi kibicami. Gdy zatrzymywałem wóz przed domem, zauważyłem postać czekającą przed bramką.
- Hej siostra - zacząłem całkiem nieświadomy tego, co ma zamiar uczynić.
- Właź pacanie do środka, nim szlag mnie przez Ciebie trafi - powiedziała gniewnie.
Westchnąłem. Czemu ostatnio wszyscy mają coś do mnie? Otworzyłem bramkę i przepuściłem siostrę, tak samo było przy drzwiach. Weszła tak szybko jakby się coś paliło.
- Co Cię tak wcześnie sprowadza? - spytałem, odkładając torbę na szafkę. Bez słowa rzuciła mi w twarz gazetę. Tę samą, którą widziałem w supermarkecie.
- Wytłumacz mi to do cholery. O co chodzi?! Bella wróciła, ciąża, trójkąt jakiś, o co chodzi?!
- Usiądź lepiej. Chcesz coś na uspokojenie?
- Uspokoję się, gdy będę wszystko wiedziała. Siadaj z dupskiem na stołku i tłumacz. Wszystko - odsunęła krzesło stojące najbliżej niej, na którym usiadłem. Chwilę się zbierałem, jak to powiedzieć.
- Bella jest w ciąży. Ze mną. Będę ojcem.
- Teraz tak nagle się dowiedziałeś? - wtrąciła.
- Nie, praktycznie od samego początku wiedziałem.
- Czyyyyli?
- Od dnia w którym ją... zdradziłem  - ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło.
- Brawo brat. Schrzaniłeś po równej linii. Gratuluję. A o co chodzi z Götze'em, trójkątem i bójką?
- Spokojnie, nie wszystko na raz. Pierw "bójka" - pokazałem w powietrzu cudzysłów na dźwięk ostatniego wyrazu.
- O co poszło? Z nim byś się nigdy nie pobił.
- Poszło o Isabellę...
- Dobra, rozumiem - znów mi przerwała, po czym zaczęła swoją trafną dedukcję. - Ona mieszka u niego, on chce walczyć o nią, a Ty nie chcesz na to pozwolić.
- Tak. Bo nie pozwolę. Chcę go z nią wychowywać. Ale pierw muszę zawalczyć - zapadła chwila ciszy. - Chcesz zobaczyć jego zdjęcie? - wyciągnąłem telefon i zacząłem szperać w galerii.
- Masz?
- Zuza podesłała Xherdanowi, a on mi.
- Pokaż, z chęcią zobaczę mojego bratanka - podałem jej urządzenie, a ona skupiła się na obrazie, który zagościł przed jej oczami. - Co teraz chcesz zrobić?
- Wszystko, co w mojej mocy. Kocham ją i chcę być tylko z nią. Tamto... To niewytłumaczalna chwila słabości. Ale liczę, że mi to wybaczy.
- Gdzie on mieszka?
- Nie jedź, proszę. Przepędzi Cię w cztery wiatry, albo i gorzej...
- Postaraj się wreszcie zrobić coś dobrze - westchnęła ciężko, wpatrując się w wyświetlacz. - On to ostatnia Twoja nadzieja.



*Bella*


Mario całe popołudnie i wieczór nie odzywał się do mnie. Wiedziałam, że ma mi za złe, to co zauważył pod swoim domem. Ale cóż ja zrobię?
- Mario... - szepnęłam, schodząc na dół. Krzątał się po kuchni, pewnie przygotowywał śniadanie. - Czemu się nie odzywasz?
- Nie było okazji... - odparł, podchodząc do mnie. Musnął jedną ręką brzuch, a drugą objął mnie w talii. - Wszystko z Wami dobrze? - spytał z troską.
- Jasne, wszystko jak najlepiej...
Że też nie zwęszyłam podstępu z jego strony. Przysunął swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej. Nie miałam jak się odsunąć - jego uścisk blokował mi jakikolwiek ruch. Pierw trącił mój nos swoim, by z nieskrywanym pragnieniem wpić się w moje wargi. Opierałam mu się, nie potrafiłam tego odwzajemnić. Mimo to on nadal próbował wykrzesić ze mnie choć odrobinę miłości. Na próżno.
- Bell, czemu nie chcesz zrozumieć, że chcę dla Ciebie, dla Was jak najlepiej? - jego głos wyrażał ból.
- Mario... Chcę wyjść. Proszę... - wypuścił mnie z uścisku, dając mi pozwolenie. Jednak nim opuściłam dom, usłyszałam:
- Proszę Cię, przemyśl to sobie.
Wybiegłam na ulice Monachium, nie patrząc nawet za siebie. Nie mogłam inaczej postąpić. Muszę to wszystko przemyśleć.
Zawędrowałam do parku. Ludzie korzystali z pięknej pogody i spędzali czas w towarzystwie swoich rodzin. Ojcowie grali ze swoimi dziećmi w piłkę, albo puszczali latawce, matki zaś siedziały na kocach zaczytane lekturami, zapewne jakimiś harlequinami. Przyglądałam im się, myśląc, jak to może wyglądać w moim przypadku. Czy mi uda się stworzyć rodzinę dla Małego? A jeśli tak to z kim?
Holger, jego ojciec. Osoba z którą planowałam całą swoją przyszłość. Osoba, która zraniła mnie w możliwie najgorszy sposób.. Ale mimo to, nadal go kocham...
Ale jest też Mario. Człowiek, który jest dla mnie jak brat. Taki młodszy, ale opiekuńczy. Nie potrafiłabym z nim stworzyć rodziny, za bardzo go znam. Nie wypaliło by to.
Poczułam kopnięcie.
- Wiem, Mały. Też bym chciała by wszystko wreszcie się ułożyło - zwróciłam się do brzucha, gładząc go.
- Mama! - poczułam, jak ktoś wtula się w moje plecy. Obróciłam się i zobaczyłam śliczniutkiego chłopczyka, na oko dwuletniego o dłuższych blond włoskach i niebieskich oczkach. Niemal takich samych, jak oczy Holgera...
- Lucas, to nie mama! - zaraz za nim przybiegł rosły mężczyzna. - Bardzo panią przepraszam, syn się pomylił.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się do niego, chwytając dziecko. - No Lucasie, leć z tatą szukać mamy, dobrze?
- Dobzie - odparł, a ja go postawiłam na ziemi. Podbiegł do ojca, a ten złapał go za rączkę. - Papa! - pomachał mi, oddalając się w stronę ścieżki.
Wróciłam do rozmyślania. Holger, Mario, Mario, Holger... I tak bez końca.
Götze pokazuje, że mu na mnie zależy. A co do Badstubera... Dziewczyny twierdzą, że nadal mnie kocha. Obaj omal nie pobili się przeze mnie. Co ja mam zrobić?
Próbowałam rozwiązać ten problem przeplatając swoje rozmyślania swoją wymarzoną przyszłością. Mój mały synek, ja i... I właśnie kto? Niebieskooki blondyn, czy brunet z brązowymi paczadłami? Tam występowali oboje, z taką samą częstotliwością...


________________
Lepiej jak się zabunkruję, bo #teamMario to mnie zabije.
To nie jest ostatnia wzmianka o Ute, siostrze Holgiego :) Tak jakby... Ona... A zresztą nieważne, dowiecie się po porodzie maluszka xd
Zapowiem happy niusa dla #teamHolger: w kolejnym rozdziale nastąpi mały przełom, hihi ❤

Zachęcam do pozostawiania swoich opinii ;)

CZEŚĆ, WŁAŚNIE W TEJ CHWILI UMARŁAM ,JKBFKHAZVHBSKB 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Cztery - „Nasi bohaterowie”

„Ich bin, wie ich bin, ich bin ein Kämpfer”

*Holger*

Trening jak każdy. Ale jednak taki inny. A inny przez obecność jednej osoby...
Mario Götze.
Niby taki przyjaciel, a nawet nie chce mi pomóc...
- Mario, co u Isy? - spytałem, gdy mieliśmy ćwiczenia.
- Dobrze.
- A z małym jak?
- Też dobrze. Wczoraj miała badania.
- Kiedy ma poród?
- Tak nagle zacząłeś się interesować? - poirytowany odpowiedział mi pytaniem.
- Interesuję się od początku?
- Coś średnio to widzę - usłyszałem głos Pizzaro, który stal przy Dante.
- Poczekajmy na rozwój wypadków - wtrącił się Mandzukić. Odwróciłem całą uwagę od wszystkich i skupiłem ją na Götze'm.
- Jakoś tego nie pokazałeś, gdy przyjechała do mnie cała zapłakana. Co jak co, ale tego nigdy bym się po Tobie nie spodziewał - zaczął zbliżać się do mnie w niebezpiecznym tempie.
- Widzisz, sam się też nie spodziewałem.
- Dobrze Ci zrobiła, hmm?
- A Ty co taki ciekawy? Szukasz godnej polecenia?
- Raczej nie, bo ja walczę tu o kogo innego - zamierzał mnie popchnąć, jednak byłem odrobinę sprytniejszy i w porę się odsunąłem.
- Ciekawe o kogo? - prychnąłem, choć chyba już wiedziałem. A na tę walkę mu nie pozwolę.
- A zgadnij.
- O nią Ci nie pozwolę.
Ponowił atak - ruszył się na mnie z pięściami.
- Nie będę się pytał o pozwolenie - warknął, uderzając z lewego prostego, wprost w mój lewy bok. Zacisnąłem zęby i oddałem podwójnie.
- Raczę Ci zacząć, bo jesteś tylko młodszym gówniarzem, który chce mącić w życiu innych.
Przed wymierzeniem kolejnego ciosu przez pomocnika wstrzymał go Thiago, chwytając jego nadgarstki.
- Jakbyś pamiętał, to ONA CIEBIE zostawiła, bo ją ZDRADZIŁEŚ.
- Po moim trupie nawet z nią nie będziesz! - po moich bokach stanęli Mandzu i Shaq, którzy w razie potrzeby mieli mnie wstrzymać przed dalszą walką.
- Nie rób mu niczego złego, bo nigdy jej nie odzyskasz - Chorwat swoimi słowami starał przywrócić mi trzeźwe myślenie.
- Chłopaki... - mruknął Xherdan. - One tu są - ruchem głowy wskazał na trzy kobiece postaci, w której obaj rozpoznali swoje partnerki. Trzecią była moja miłość, dla której o mały włos się nie pobiłem.
- Bella! - zawołał Götze, wyplątując się z silnego chwytu Alcantary i miał już do niej biec, ale wstrzymał go Guardiola swoim ostrym tonem:
- Co tu się do cholery działo?!
- Nic panie trenerze - powiedział Goetze, spoglądając na niego.
- Osobiste porachunki - rzuciłem oschle, wrogo wpatrując się w gracza z '19' na koszulce.
- Osobiste czy nie, lepiej żebyście ich nie rozwiązywali w taki sposób.



*Bella*

Tak jak Sara obiecała, uprzedziła mnie, że wpadniemy na trening do chłopców. Starałam się być spokojna, głównie ze względu na Małego. Chciałabym by było z nim wszystko jak najlepiej, a nie żeby coś się pokomplikowało, tylko przez to, że jego matka cierpi.
- Matthias, nie wolno! - rzekła Sara, widząc jak jej synek trącił rączką mój brzuch, gdy siedziałyśmy w kawiarni. - Nie ładnie bić brzuszek cioci.
- Tam jest taki sam urwisek jak i Ty, wiesz? - pogłaskałam go po główce. - Taka dzidzia, tyle że mniejsza od Ciebie.
- Dzidzi! - klasnął, a po chwili już się do niego przytulał.
- Polubisz małego kolegę.
- W ogóle to ile Ci zostało do rozwiązania? - spytała Zuza.
- Jak byłam u lekarki, to mówiła, że góra cztery tygodnie.
- Am! - mały zaczął się wiercić w miejscu. Fischerówna dała mu kolejnego chrupka, którego zaczął pałaszować.
Kelnerka przyniosła nasz rachunek, za który zapłaciłyśmy i ruszyłyśmy na Saebener Strasse. Synek Sary i Mario większość drogi bawił się zabawkami, które miał w wózku, dopóki nie zmorzył go sen.
Po kilkunastu minutach spaceru weszłyśmy na obiekt, gdzie działa się możliwie najgorsza akcja...
Dwie osoby otoczone grupką reszty graczy. Dwie osoby, które swoich niektórych występków nadal zajmują ważne miejsca w moim życiu.
Z trudem wstrzymałam się przed krzykiem. Wtuliłam się w najbliżej stojącą Zuzę, a ta pocieszająco pogładziła mnie po plecach.
- Czemu oni od cholery się kłócą?! - spytała Herbergerówna.
Ze strzępków ich wymiany zdań wyłapałam, że będą o kogoś się bić. A o kogo, było łatwo się domyśleć...
I w końcu nadeszła najgorsza chwila. Buchnęli do siebie, pierwsze ciosy poszły w ruch. Thiago szybko doskoczył do Mario i go obezwładnił, a Holgera powstrzymali Mandzu i Xherdan...
- Nasi bohaterowie - mruknęła Sara, lekko się uśmiechając.
Obie zauważyły ten ból, który wypełniał mnie całą. Chcieli się tłuc o mnie. O mnie. Eh.
- Spokojnie, nie płacz - szepnęła do mnie Zuza, nie przestając gładzić mnie po plecach.
Usłyszeliśmy jak Guardiola przywraca chłopaków do porządku. Ci nadal w bojowych nastrojach odeszli od siebie i każdy skierował się w inną stronę. Götze miał zapędy by podejść tu, ale Alcantara skutecznie go powstrzymał.
- I dobrze - skomentowały.
- Chodźcie, usiądziemy - przeszłyśmy pod wejście na siłownię, przed którą stało kilka krzeseł.
Czułam, że w trakcie treningu byłam uważnie obserwowana i to nie przez jedną osobę.
W pewnym momencie, gdzieś w połowie sesji ktoś do nas podszedł. A dokładniej Shaqiri. Przywitał się ze swoją partnerką dłuższym pocałunkiem, a z nami cmoknięciami w policzek i usiadł na wolnym siedzisku.
- A czemu się nie trenuje, co? - spytała Zuza ze śmiechem, poprawiając włosy.
- Zdążyłem przyjść, a ta już mnie wygania - wyszczerzył się w odpowiedzi.
- Dobrze, że ich wstrzymaliście - szepnęłam.
- Widziałyście wszystko?
- Niestety...
- Spokojnie, powstrzymamy ich przed kolejnymi takimi sytuacjami.
- To trzeba Wam kupić peleryny superbohaterów - rzuciła Sara, wyjmując małego z wózka-zapewne się przebudził.
- Ma się to idealne wyczucie czasu - zaśmiał się Mandzu, podchodząc do naszego towarzystwa. Za nim nieśmiało czaił się Holger...
- Hej - zwrócił się do towarzystwa.
Wszyscy mu odpowiedzieli, prócz mnie. Spuściłam głowę, a dłońmi objęłam brzuch.
- Wy to chyba serio skończyliście trenować. - stwierdziła wybranka serca Mandzukicia, która przystanęła za moim krzesełkiem i przytuliła mnie do siebie, po czym szepnęła - Teraz.
Wiedziałam, że chodziło jej o to, bym spróbowała z nim porozmawiać. Ale nie mogę, nie wiem, boję się.
- Holger, podaj piłkę! - zawołał Chorwat, który siedział na murawie, trzymając za rączki swojego synka. - Od małego trzeba szkolić!
Podszedł do nich z futbolówką i poturlał ją w stronę chłopca. Ten starał się ją kopnąć, ale mimo amortyzacji ze strony swojego ojca, glebnął na trawkę. W szóstkę zaczęliśmy się śmiać, wyglądało to uroczo, ale i ciut komicznie.
- Spokojnie Matt, spróbujemy ponownie. Tatuś też wiele razy strzelał, by trafić. - mruknął do dziecka, a każdy chyba zrozumiał to zdanie na inny sposób.
- Zboczeniec - zaśmiał się Shaq z Zuzą.
- Żeby przy dziecku takie rzeczy mówić... - Sara zrobiła facepalma.
- Zboczeńcy to z Was, bo o tym pomyśleliście - Mandzu pokazał im język, powracając do "trenowania". - Holger, poduczyłbyś się trochę...
Westchnęłam, a on spuścił głowę. Powietrze w koło stało się ciut cięższe...
- Mario... - zganiła go jego narzeczona. Patrzał to na mnie, to na niego, z coraz bardziej rzednącą miną.
- Ja chyba będę się zbierać... - rzekłam, podnosząc się z miejsca.
- Podwieźć Cię? - zaproponował cicho.
- D-dobrze.
Zdziwiłam się. Sam zaproponował mi podwózkę... Mogłam wrócić z Mario, ale na razie nie chciałam się z nim widzieć. A iście pieszo coś dziś mi się nie patrzyło.
- Poczekaj chwilę, tylko się przebiorę - mruknął, znikając w szatni, do której podeszliśmy w milczeniu.
Podparłam się ściany, starając się zachować kamienną twarz. Tak wiele chciałam zrobić. Zostać, uciec, rozpłakać się, cieszyć z tego, że zwrócił się do mnie... Tyle sprzecznych ze sobą reakcji...
- Bell... - szepnął, ściągając mnie na ziemię. Sposób w który wymawiał moje imię... Oh.
Ruszyliśmy do jego samochodu. Jak na dżentelmena przystało, otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Skinęłam głową siadając do środka. Obszedł samochód i zasiadł za kierownicą.
Zastanawiało mnie to, skąd wiedział, jak dojechać do domu Götze'go. Skąd wszyscy wiedzieli, gdzie on mieszka??
Odezwał się dopiero, gdy zatrzymał auto przed jego domem...
- Jak.. Jak się czujesz? - spytał, przerywając idealną ciszę panującą w pojeździe.
- Dobrze, jest dobrze - odparłam, starając się zabrzmieć pewnie.
- A Mały jak?
- Z nim też dobrze.
- To dobrze - uśmiechnął się lekko. Chyba serio chce uczestniczyć w jego życiu... - Kiedy masz termin porodu?
- Maksymalnie za cztery tygodnie.
Podrapał się po głowie, a jego mina wyrażała to, że nad czymś rozmyśla. Nie wiedziałam, czy wysiąść, czy pozostać.
- Gdybyś... Potrzebowała pomocy, pieniędzy, czegokolwiek... - urwał.
- Wystarczy, że chcesz uczestniczyć w życiu małego. To wystarczy. - szepnęłam, ściskając delikatnie jego dłoń.
Ktoś puknął w szybę od strony pasażera. Gwałtownie podskoczyłam. Mario.
- Dziękuję za podwózkę. Do zobaczenia - otworzyłam drzwiczki, chyba uderzając Götze'go przez przypadek. Obojętnie go minęłam i weszłam do środka.

_____________________________
To powoli zaczynamy proces godzenia się :D A przy okazji wpadła nam bójka :D Ale spokojnie, Mario jeszcze namiesza ^^
łohoho, to już prawie połowa bloga... Jejku, jak to szybko leci... Ale pewnie jeszcze zdążę zmodyfikować ze trzy razy epilog XDXD

Pozostawiam Wam komentarz :) Dziękuję za tyle komentarzy, z każdym rozdziałem ich przybywa <3

CHCĘ TĘ SELFIE!!! Moje serduszko wtedy eksploduje z nadmiaru emocji iuasfglavubjkbkv